Do San Jose wracamy pierwszym wspólnym stopem, na który czekamy zaledwie 2 minuty. Odbieramy mowy paszport i ruszamy do La Fortuna miasteczka położonego pod wulkanem Arenal. Jest to jeden z najbardziej aktywnych wulkanów Ameryki Centralnej. Docieramy tam wieczorem. Rozbijamy namiot na dziko poza miasteczkiem. Niestety przykrywające wulkan chmury uniemożliwiają podziwianie nocnego efektu spływającej lawy. Jednakże przepiękne widoki następnego dnia wynagradzają nam to z nawiązką. Wulkan oraz położone u jego stop Lago Arenal skąd rozciąga się wspaniały widok na cala górska panoramę Kostaryki. Razem z sympatyczna rodzina Amerykanów przepływamy łódką na druga stronę jeziora – oczywiście na stopa. A tam czekały na nas niesamowite widoki. Po tej stronie nie było już asfaltu ani mnóstwa turystów. Było za to cudnie cicho, spokojnie i bajecznie pięknie. Soczysta zieleń porośniętych gór, płynące strumyki oraz piaszczyste ścieżki wiodące z góry na dół przypominały wioskę Hobbitów. Było to z pewnością jedno z najpiękniejszych miejsc, które udało mam się zobaczyć podczas tej podróży. Żałowaliśmy później, ze nie zostaliśmy tam troszkę dłużej i nie rozstawiliśmy namiotu na jednej z zielonych łąk... Ale cóż, kolejne piękne miejsca czekały.