Po spotkaniu na lotnisku i nocy spędzonej w San Jose następnego dnia z rana jedziemy na wybrzeże karaibskie. Jest to przepiękny kawałek lądu miedzy Morzem Karaibskim a kanałami Tortuguego znajdującymi się pośród parku narodowego zwanego Małą Amazonka. Jedynym sposobem, którym można się tam dostać jest droga wodna. Nazwa bardzo przyjemnej wioseczki, do której docieramy to również Tortuguego. Pochodzi ona od żółwi olbrzymich, które w tych właśnie okolicach wychodzą na brzeg, aby składać jaja na plaży. Nasza podróż przypadła akurat w tym czasie, gdy rytuał ten miał miejsce. Celem jest zatem zobaczenie tego zjawiska. Po rozbiciu namiotu na podwórku u jednego z miejscowych, kąpieli wśród fal Morza Karaibskiego oraz budowaniu zamku z niemalże czarnego piasku na plaży wybieramy się w nocy z naszym przewodnikiem spotkać owe żółwie. To, co widzimy robi na nas ogromne wrażenie. Żółwie są naprawdę olbrzymie, osiągają długość 1,2 m a wysiłek, który musza pokonać, aby zapewnić przetrwanie swojej populacji jest równie olbrzymi. Udało się obejrzeć niemalże całość zjawiska począwszy od kopania dołu, przez składanie jaj aż po mozolny powrót żółwicy do morza. Wszystko to trwa od 3 do 5 godzin. Następnego dnia wykorzystując atrakcje tego miejsca wybieramy się wypożyczonym canoe zobaczyć kanały i podziwiać rozpościerającą się wokół dżunglę. Tym razem rezygnujemy z przewodnika i postanawiamy popłynąć sami, wykraczając nieco poza obręby miejsc wytyczonych do zwiedzania. Małpy na drzewach, kajmany pływające wkoło, żółwie, duże pająki, bajecznie kolorowe ptaki różnej wielkości, odgłosy dżungli i ryk jaguara podczas pływania wąziutkimi kanałami zatopionymi w przepięknej gęstej zieleni pozostawiły wspaniale wrażenia. Czuliśmy się trochę jak odkrywcy, którzy płynęli tymi kanałami po raz pierwszy. To nic, ze przed nami było tam już tysiące turystów, wrażenie pozostało.