Dziwne było to pożegnanie, Asia wracała do Europy, a ja ruszałem dalej. Na drogę wyszedłem ok. 6 rano. Lotnisko w San Pedro del Sula jest największym portem lotniczym w Hondurasie. Co najdziwniejsze chyba jedynym międzynarodowym lotniskiem, do którego nie dojeżdża żaden miejski autobus. Do głównej drogi dojechałem taksówką, ale oczywiście na stopa.
Planowałem przez cały dzień dotrzeć do La Ceiby portowego miasteczka, z którego można się dostać do nurkowego raju Bay Islands. Autostop uśmiechnął się do mnie i zabrało mnie pierwsze autko, oczywiście na pakę. Czułem się cudownie, z samego rana patrząc na wschód słońca i jadąc na pace pikapa-w końcu zostało mi jeszcze 4 tygodnie przygód! Niesamowite było to, że zaraz po tym jak ruszyłem wystartował samolot z Asią i przez chwilę jakbyśmy jechali w jednym kierunku… po czym samolot zniknął zabierając Asię do Europy.