Antigua

Do Antigua docieramy już po zmroku. Szukamy taniego noclegu. Wokoło jest pełno naganiaczy. Widać, że miasto żyje z turystów. Nocleg znajdujemy w Posadzie Ruiz 2. To chyba najtańsze miejsce w mieście. Płacimy ok. 3,5 USD za bardzo przyjemny pokoik. Pokoje są rozłożone wokół otwartego patio. Właścicielka jest Indianką. Jest tu, za tę cenę wyjątkowo czysto. Wieczorem idziemy się jeszcze przejść po mieście. Antigua robi wrażenie. Przypomina nam Kraków. Jest tu dużo sympatycznych kawiarni i restauracyjek. Z powodu cen nie decydujemy się na żadną, za to znajdujemy coś na kształt nocnego targowiska ze sztuką indiańska. Kupujemy tylko pocztówki, targujemy się z Indianką, a potem ponad godzinę błądzimy, nie mogąc znaleźć miejsca gdzie śpimy.
Rankiem ruszamy zobaczyć miasto. Jest śliczne. Maszerujemy kolonialnymi uliczkami, ponad którymi wznoszą się szczyty wulkanów. Wulkany te mają prawie po 4 tyś. m npm, więc oglądanie tych kolosów ponad dachami kolorowych, kolonialnych domków jest niesamowitym wrażeniem. Mimo że jest cudnie postanawiamy jeszcze tego samego dnia pojechać dalej, autobusem wydostajemy się na drogę główną, a stamtąd zaczynamy łapać stopa. Idzie opornie, wokół kurz i nikt się nie chce zatrzymać. Do tego okolica nie wygląda najprzyjaźniej. W pewnej chwili zatrzymuje się naprawdę luksusowe auto z młodym, anglojęzycznym chłopakiem w środku. Mówi nam, że zatrzymał się ponieważ bał się że jeśli on tego nie zrobi to ktoś nas napadnie… No cóż, najważniejsze, że jedziemy. Chłopaczek jest naprawdę fajny, zna bardzo dobrze okolice. Jedziemy bocznymi drogami prowadzącymi przez kolejne przepiękne górskie doliny i wioseczki.

Zdjęcia (22)

Komentarze (0)