Punkt nr 2 Nikaragui to miasto Leon. Chcemy dostać się do niego stopem. Jest ciężko, bo zaczął padać ulewny deszcz – no cóż pora deszczowa. Udało się w końcu na stacji benzynowej. Leon jest starym i jednym z największych miast Nikaragui. Znajdujemy fajny nocleg za 5$ za pokój z łazienką. Czekamy aż przestanie lać i ruszamy zwiedzać miasto. Wody jest dużo, a ulice zamieniły się w potoki. Miasto okazało się ładne i spokojne a ruch turystyczny niewielki. Nie ma w nim przepychu ani zgiełku charakterystycznego dla dużego miasta. Poza brudnymi i pełnymi śmieci targowiskami mnóstwo w nim starych kamienic, pomników i kościołów. To takie centrum kultury i historii, niczym nasz Kraków. Stare uliczki i budynki robią wrażenie. Niestety zabytki nie są odrestaurowane.
Robimy małe zakupy i znajdujemy "nieturystyczną jadłodajnię", gdzie możemy spróbować miejscowych specjałów za niewielkie pieniążki. Oj, dobre!
Znajdujemy też chwilę na internet, aby odezwać się do rodziny i znajomych. Telefony komórkowe tu w ogóle nie działają.
Rano w knajpce obok naszego „hotelu” jemy nasze ulubione tamtejsze śniadanie – gallo pinto, czyli jajecznica, ryż z czarną fasolą i kozi ser z wyjątkowo dobrą kawą z mlekiem. I wyruszamy dalej. Bardzo łatwo wydostajemy się z miasta. Szybko złapany stop wywozi nas poza jego granice. Kierujemy się już w stronę granicy z Hondurasem. Łapiemy kolejnego stopa. Tym razem na pace z sympatyczną rodzinką handlującą owocami morza na targowiskach jedziemy do kolejnej większej miejscowości. Kolejny stop wynagradza nam mały poślizg z wyspy. W końcu udało się zatrzymać tira. Kierowcą jest sympatyczny i gadatliwy chłopak z Nikaragui. Jedzie aż do Salwadoru, tak, że fajnie się składa. Możemy z nim jechać w nocy i pokonać duży dystans z Nikaragui, zahaczając o Honduras aż do Salwadoru. Ostatnie 3 km do granicy Nikaragui z Hondurasem to piaszczysta droga z wielkimi dziurami. Doceniamy w tym momencie nasze polskie drogi. Ten kawałek zabiera nam jakąś godzinę czasu. Przed nami i z naprzeciwka ciągną się tak samo wolno jak my inne tiry, samochody i autobusy. Trzęsie jak cholera. Ale w końcu to jedna z atrakcji oferowanych przez ten kawałek świata. Poza tym droga upływa niezwykle miło. Dużo dowiadujemy się o tutejszych ludziach i ich życiu.