Nowy York Ameryki Środkowej.
Wielkie drapacze chmur wyrastają ponad bujna zieleń otaczających miasto wzgórz. Odbijają słońce i kolor morza mieniąc się tysiącem kolorów. Panama City to zadziwiające miasto, pełne kontrastów, hałasu, przez wielu turystów uważne za niebezpieczne. Dla mnie miejsce, gdzie stykają się dwie kultury: południowa mentalność z północnoamerykańska infrastruktura.
Pośród wszystkich tych wieżowców jest mnóstwo chatek i budynków pozbijanych z blachy falistej. Na jednym przejściu mijają się kolorowi Indianie Kuna, menadżerowie wielkich światowych banków, żebracy, zwykli panamczycy i hordy turystów. Ten kolorowy tłum zdaje się nie zważać na hałas ulicy. Każdy kierowca za punkt honoru bierze sobie pokazanie innym jak głośny ma klakson. Trąbi się ciągle, trąbi się na znak zdenerwowania i dobrego humoru, trąbi się żeby pozdrowić, trąbi się na samotne kobiety, trąbi się jak jest się smutnym i jak jest się wesołym. Trąbią taksówkarze by znaleźć klienta. Trąbi się ciągle.
Trudno się w tym wszystkim połapać szczególnie ze to moje pierwsze dni na nowym kontynencie.
Śpię w jakimś hotelu dla tak zwanych "backpacker-ów". Tyle dobrze, że wyhandlowałem się i zamiast 10 USD place 5 za jeden nocleg. W Hotelu jest cała banda młodych ludzi podróżujących po świecie. Fajna zbieranina, choć od razu widzę, że czego innego szuka większość z nich w podróży ode mnie. Opowiadają o imprezach, które mieli w różnych częściach świata… Mało opowieści o ciekawych przygodach. Poznaje tam bardzo sympatyczna Kanadyjkę pochodzącą z Gujany Francuskiej i razem zwiedzamy Panamę przez następne dni.
Cel numer jeden turystycznych wypraw to oczywiście Kanał Panamski.
Ciekawostka jest ze większość wielkich kontenerowców projektowanych jest właśnie pod wymiary kanału maksymalna długość 305 m, szerokość 33,5 m oraz 26 m zanurzenia.
Żeby zobaczyć z bliska to cudo myśli technicznej jedziemy na Miraflores Lock (śluza Miraflores). Nie jesteśmy zawiedzeni. Widzimy ogromne kontenerowce wpływające w komorę śluzy. Robi to wrażenie…
Postanawiam, ze załapię się na stopa i przepłynę w ten sposób kanał Panamski. Zamierzenie jest fajne z realizacja okazało się gorzej. Cały następny dzień włóczyłem się po marinach pytając o jakichś żeglarzy. Niestety jestem akurat po sezonie i szansa znalezienie kogoś jest bardzo mała.
Za to!!! Co ciekawe poznaje parę Australijczyków, którzy proponują mi żebym się u nich zaokrętował i popłynął do Australii przez wyspy Samoa i Nową Zelandie… Powiem szczerze :D korciło, ale na ten wyjazd mam tylko dwa miesiące, później trzeba wracać do pracy…
Odwiedzam jeszcze stara Panamę, czyli ruiny starej Panamy oddalonej od teraźniejszego centrum o jakieś 10 km. Niesamowicie wyglądają stare ruiny, kiedy nad nimi widać las wielkich drapaczy chmur.
Powoli jestem zmęczony miastem, chce już uciekać….
Następnego dnia z rana ruszam już w stronę Kostaryki. Po drodze chcę wejść na najwyższy szczyt Panamy wulkan Baru (3478 m npm). To cześć większego planu na te wyprawę, czyli zdobycia wszystkich najwyższych szczytów państw Ameryki Środkowej.